Jako że w głebokiej Arizonie cywilizacja pojawia się tylko od czasu do czasu, a największe metropolie można przyrównać rozmiarami do Lubonia, wpisów jakby mniej.
Spieszę z wytłumaczeniem - otóż, kampujemy. Prąd jest dobrem luksusowym, warunki takie jakby spływowe, tylko nasz "Widoracki" ma mniejszą ładownie niż porządny kajak.
Teraz dorwaliśmy kemping z wszelkimi udogodnieniami (oprócz maszyny do lodu), tak więc nadaję spod namiotu.
W ciągu ostatnich dni widzieliśmy takie cuda i dziwy, że słowem pisanym nie wyrażę.
A jako że napięcie dozować trzeba (no i treści na blogaska również), w tym rzucie zamieszczę jedynie parę fot z Kanionu Wielkiego.
Na koniec dwa jelenie.
W
oh ah point - klasyk
OdpowiedzUsuńreszta taka se...zero krwi, miesa etc - slabe
TK
OdpowiedzUsuńNo! Fajnie tam macie.. my za to wczoraj piliśmy pod mostem rocha;)
OdpowiedzUsuńNo fajne fototapety, fajne. Podobną widziałam w Empiku ostatnio!
OdpowiedzUsuń