czwartek, 28 czerwca 2012

O temperaturze

Wreszcie udało mi się znaleźć parę minut na napisanie posta, który poświęcę ważnemu społecznie problemowi temperatury w USA. A piszę to z murów pięknego zabytkowego zamku, o którym pewnie jeszcze na blogu będzie.

Otóż specyfika zachodnich rewirów owego pięknego kraju jest taka, że w lecie na dworze można paść od udaru w 2 minuty, natomiast w pomieszczeniach zamkniętych dostać zapalenia płuc w 2 minuty.

W ciągu dnia temperatura osiąga ok. 100-110 stopni (na szczęście Fahrenheita, co się przelicza na jakieś 37-40 naszych). Jeśli dodać do tego gorący wiatr i parzący piach lub asfalt na glebie, daje to obraz skali zjawiska.

Lokalne metody regulacji temperatury

Drugi koniec skali osiągamy w nocy, kiedy tempa potrafi spaść do 10-12 stopni (naszych), co stanowi pewne wyzwanie dla biwakowiczów. Czasami jednak w nocy mamy znośne 55 F - jednak od czego zależą te skoki - trudno wyczuć.

Trzeci koniec skali to sposoby, jakimi miejscowa ludność zwalcza warunki naturalne środowiska, w którym w końcu się dobrowolnie osiedliła - a sposoby te to głównie klima. Osoby podróżujące w tych upałach powinny mieć na podorędziu swetr, gdyż jeśli tylko zapragną zatrzymać się po drodze i spożyć posiłek w przydrożnym fastfoodzie, muszą liczyć się z temperaturami w okolicach zera absolutnego. Dodać do tego lodowate napoje i wychodzi, że szalik również nie jest złym pomysłem.

Podobnie w wahadłowych busach rozwożących turystów po terenie parków takich jak Wielki Kanion. Na dworze 40, w busiku zdrowe 15. I tak na zmianę przez cały dzień. Również chwilowe spadki temperatury nie mogą zbić z tropu naszych dzielnych Ludzi Zachodu. Kiedy w San Diego pewnego dnia marzliśmy przy 18 stopniach, miły pan wiózł nas pojazdem, w którym klima zapodawała chyba z 10. Czysta rozkosz.

Chłodzenie powietrzne

Nie wspominam oczywiście o hotelach, gdzie również króluje kurek z zimnym powietrzem w pozycji max. Ani o sklepach, gdzie klima wali, mimo drzwi otwartych na oścież na upał - co z pewnością doskonale współgra z eko-histerią uprawianą w tym kraju, gdzie nawet segregacja śmieci jest egzotykiem. Na koniec warto dodać, że również temperatura wody w basenach sięga raczej wartości kilimy, niż powietrza, dzięki czemu z każdej kąpieli wychodzimy wspaniale zahartowani.

W post scriptum przybliżmy Wam sylwetkę samego Fahrenheita, którego skalę temperatury czci każdy Amerykanin. Otóż był to jakiś debil, który w XVIII w. za zero przyjął temperaturę najzimniejszej zimy w Gdańsku, gdzie akurat mieszkał, a za 100 stopni - temperaturę ciała człowieka. Ponieważ jednak miał akurat gorączkę, gdy to ustalał, cała skala jest generalnie guzik warta.

Do usłyszenia.

5 komentarzy:

  1. To odwrotnie niż zimą w Japonii - na dworze chłodno, a w środkach komunikacji tropikalne upały.

    OdpowiedzUsuń
  2. Dajcie znać jak tam przebiega dalsza podróż. W teleexpresie same doniesienia o jakichś blakautach, pożarach i inszych zaburzeniach pogodowych. Mam nadzieję, że poza je..nym faranhajtem nic innego się do was nie doczepia. Z niecierpliwością oczekuję na więcej profesjonalnych pisanin od Dro, acz zdjęć od całej reszty też z przyjemnością uświadczę. Jak mawia moja córka z chęcią dowiem się o Stanach 'jaki to wąch?'

    OdpowiedzUsuń
  3. Chyba was mocno przygrzało bo się nie odzywacie, u nas też gorąco i Celsjusze szaleją...

    OdpowiedzUsuń
  4. No nic trzeba wysłać ekipę poszukiwawczą.. trochę nam to zajmie bo jedziemy przez Szwecję

    OdpowiedzUsuń
  5. Na temperaturę podobno narzekają nawet lokalsi, od samego patrzenia na mapę robi mi się gorąco...
    http://wiadomosci.gazeta.pl/wiadomosci/1,114881,12064270,Koszmarne_upaly_w_USA__2_tys__rekordow_ciepla_w_tydzien_.html?lokale=poznan

    OdpowiedzUsuń